Podróż Podróż po muzeach w czasie Nocy Muzeów w Łodzi
To była naprawdę szalona noc. Z 16 na 17 maja muzea prześcigały się w pomysłach, jak przyciągnąć rzesze zwiedzających. Otwarto też placówki, które do tej chwili nie były powszechnie dostępne. Z wielu propozycji wybraliśmy przede wszystkim własnie te. Tak naprawdę było niewiele czasu, bo tylko kilka godzin, a chcielismy być w wielu miejscach.
Naszą wędrówkę rozpoczęliśmy od Muzeum Uniwersytetu Medycznego na ul. Żeligowskiego 7/9. Już z daleka zobaczyliśmy budkę wartowniczą i żołnierza pełniącego wartę Gdy weszliśmy do środka służby medyczne natychmiast zajęły się odważnymi i chętnymi do pomiaru ciśnienia i zbadaniu poziomu cukru we krwi. Trzeba było odwagi, żeby dać sobie "kujnąć" palec. Dla głodnych serwowano wojskową grochówkę. Wielu młodych ludzi ubranych w historyczne mundury żołnierzy i sanitariuszy z lat II RP sprawiało wrażenie jakbysmy przenieśli się w te casy.
W salach muzealnych mundury lekarzy z różnych epok, narzędzia chirurgiczne i opatrunki. Niektóre eksponaty można było nie tylko oglądać , ale nawet dotknąć, nie mówiąc o tym, że można też było wsiąść do sanitarki, a nawet kręcić kierownicą. Wielką frajdę miały dzieci i z pewnością długo będą pamiętały, jakie wspaniałe rzeczy działy sie w muzeum. Nie można ich było z tamtad wyciągnąć i dopiero obietnica, że zobaczą walki na miecze "prawdziwych" rycerzy w zbrojach poskutkowała.
Drużyna Zaciężna Księżnej Anny zawitała do Muzeum Tradycji Niepodległościowych, ul.Gdańska 13. Były potyczki rycerskie, a nawet można było za 2 złote rzucić pomidorem w skazańca zakutego w dyby.
I znowu było żal odchodzić.
Następne było Muzeum Archeologiczno-Etnograficzne, Pl.Wolności 14. Tu z kolei bito okolicznościowe monety. I długaśna kolejka nie była żadną przeszkodą żeby zdobyć taką monetę. Bardzo nowoczesna ekspozycja archeologiczna była w stanie zainteresować nawet czterolatka.
Wystawa etnograficzna wzbudziła wiele emocji.
Na koniec pojechaliśmy do Pałacu Biedermanna na ul.Franciszkańską 1/5. Była godzina 21,30. Przed wejściem zebrało sie kilkadziesiąt osób, ale niestety z żadnymi szansami żeby dostać sie do środka. My mieliśmy wejściówki po które byliśmy o godzinie osiemnastej.
Pałac nie jest placówką muzealną, lecz mieści się w nim Rektorat Uniwersytetu Łódzkiego. Owszem, jest tam jedno pomieszczenie poświęcone wybitnym profesorom uczelni łódzkiej. ale wnętrze pałacu samo w sobie stanowi atrakcję nie lada.
Byliśmy oczarowani tymi przepięknymi wnętrzami. Mój czteroletni wnuk, gdy usłyszał, że wracamy do domu rozpłakał się i nie dał się ubrać, tylko chciał koniecznie jeszcze wejść po schodach.
Popatrzcie sami. Czy można się było mu dziwić? Te schody są jak poezja.